Transport

thhlnzsmsk

graphics CC0

Tomasz Kucina

Transport–

doczytane z raportów Sobiboru
Lichtman
Do Sobiboru trafił 15.05.1942r. z transportem 2 tys. osób

pani Hojdi szlocha – wyciągnęli ją właśnie z transportu
zabrali i wywieźli
bez zbędnych ceregieli – jeszcze w szpitalnym kitlu

teraz – w innym obcym jej miejscu oddzielili od męża i syna
przerażoną
i bladą jak ściana
zatrważa wagonowe odium

pani Hojdi nie trąci więc kwiatem Holandii
raczej – niczym Dziewczyna z perłą z obrazu Jana Vermeera
ogląda się ciągle za siebie
brudna – głodna – cuchnąca
z rozszerzoną grandilokwentnie tęczówką

nowa Meisje met de parel – cywilizacyjnego strachu
to nie maniera z wyższych sfer damy z Mauritshuis w Hadze
tylko zwyczajny lęk – słodkawy impuls przenika
do tkanki – śmierć antyszambruje z pejzażem kominów

koszmarne eventy z obozu numer III

pani Hojdi zamilkła
rozsądek – to wyuczony instynkt pielęgniarki
odór spalonych ciał
wyzwala ciepło
a syn i mąż odchodzą
na wezwanie
do „lazaretu”

czy pani Hojdi miała więcej szczęścia? pytanie
na które nie ma odpowiedzi…

codziennie w baraku szewskim szoruje buty oficerskie
aż skóra puchnie  szuwaksem
inne – w pralniach – sortowniach – lub w wymarzonej kuchni
podają wykwintne specjały – są –
ludzkie kiszki i zupa z otrębów

– czy będzie drugie danie?
myśli pani Hojdi – znów niepewność…

niebawem elokwentni esesmani
wyprawią jej huczne wesele
już leży na pryczy
z nowo sprawionym obozowym mężem
wychudzonym i bladym

śmieją się
skur…syny
bezduszne bestie Sobiboru
mają cykloniczny ubaw

w końcu – i już po wszystkim
ale – pani Hojdi
wreszcie – im nie wyje…
odreagowała zaraz po ślubie

Reklama

Rankor

graphics CC0

Tomasz Kucina

Rankor-

2014r

mówiono nam
że przyjdzie tu wolność jasna jak słońce
lecz przyszła noc
przybyła śmierć i ludzi marzenia gorące
obdarła z dumy zżarła ciała
na tarczach zapodała
tu. w żyznym urodzajnym polu
w gorącej namieszała ziemi
noc. która oślepiła prawdę
noc. jak gabinet ludzkich cieni

totalitarnym wirem kłamstwa
stłamsiła zdrowe plany
spotęgowała niemy krzyk
za dnia na śmierć skazany
zakneblowane usta oczy
a zdrada naród toczy
już nie kołacze w nasze bramy
radosny świeży wolny wiatr
w tych nędznych stronach wiatru nie ma
tu lawirują dance macabre

słyszałem wciąż że przyjdzie tu
złowieszczy nowy straszny sen
i przyszło zło
i przyszedł kat i spadły głowy w cień
przeszłość pożera przyszłość wydala
wina dziejowa dziejowa kara
oto kraj dumny
oto kraj pyszny i podzielony szpalerami
błogosławiona kraina wzrasta
przyozdobiona szwadronami

człowieczy krzyż turpiczny krzyk
z krwotoku zakażenia
na morze rzuć na stepy rzuć
uratuj swe marzenia
i unieś je gdzie słońce grzeje
nim kur na śmierć zapieje
ziemia sokołów ciemny szlak
w matowym suchym oku
patosem płonnym niebiesko – żółtym
wyblakłym jest w amoku

zarzynać – bić – zranionym trwać
lecz przeżyć trzeba będzie
i nowym dać zbolały trud
wygłosić swe orędzie
napoić ich zepsutym głosem
obdarzyć gorzkim losem
to uwertura do opery
złamanych serc i dusz
tych ludzi co nie żyją wśród
nirwany wonnych mórz

a dzisiaj jak zachować się
gdy tłamsi świat człowieka?
uczelni szlak ciernisty szlak
w szkatuły blask ucieka
i neurozy trąd szleje
swe miejsca wszędzie grzeje
imperatywów młodych kres
nadchodzi ustawiczny
i kaszel dusz i kaszel serc
warkocze spazmatyczny