
graphics; CC0
Tomasz Kucina
Meghan i Harry-
Royal wedding.
Ileż szyku i blichtru, głowy koniecznie przykryte kapeluszem,
a każda dyga przepisowo, prawią o tamtym lub o innym. Uprzejmie o pogodzie,
czyli o niczym, w zasadzie.
Królewska etykieta.
W zaduchu markowych perfum,
pod mankiet z własnym Sir przyodzianym w żakiet
ewentualnie frak lub stroller. Zupełnie jak w Ascot w czasie Derby,
gonią na niby swoją klacz.
Są damy w rękawiczkach. Choć w obecności członków
królewskiej rodziny nie wolno ich zakładać.
Co druga anielsko skina głową, trzepoce rzęsą, lecz więcej w nich przekory
niż dziesięć lat do tyłu.
Właśnie przybyła Your Majesty Zjednoczonego Królestwa, i książę Edynburga.
Damy składają rewerans według zasady Pitera Townsenda
ciała ciężar do przodu, wyprostowana sylwetka, nie spuszczać oka z Monarchii.
Jest książę Walli Charles i księżna Kornwalii Camilla.
Welon poniosą księżniczka Charlotte i mały książę George,
wyraźny ukłon ku Meghan Markle i symbol jej niezależności,
płomienne kazanie wygłosi jeszcze afroamerykański biskup.
Amen/This Little Light of Minem/ Etty James w gospelowym amoku,
acz, smutniej zakwili wiolonczela czarnoskórego Kanneha–Masona.
I wszystko byłoby constans, niczym jedwabne skarpety księcia Williama
gdyby nie uczynne flamy, byłe metresy księcia Harry’ego,
zazdrosne i cyniczne handlarki na eBayu.
Nikczemnie bez skrupułów sprzedają prezenty przeznaczone dla gości
cymesy i specjały, z serduszkiem od pary młodej.
Czekoladowa moneta, puszka maślanych ciasteczek,
butelka wody z zamku Windsor,
Se kupisz w parcianej torebce ten kupon na loterie, z królewskim inicjałem.
—
Musisz się zalogować aby dodać komentarz.