lodowy majak – ćwok fluorescencji skruszony sopel wpada w kusztyczek maskonur użycza mi dzioba rozświetla spektrum z czoła lodowca wskazując ziołowy aquavit sen niczym w szafie pancernej atawizm odruch czepny noworodka. szczątkowy ogon w tym śnie jest skulony flak. obrysowany dżokerek nihilizmu parkuje w skale archipelagu i… krzyk śnieguły nic mnie nie zbawi tu. nie ukrwi pomimo mocy procentów jest marskość miejsca czy akcji arktyczny namiot faluje wiatrem a żywot roślin namaszcza głowy opatrunek im głębiej wchodzę do świata sennej iluzji to coraz jaśniej? w Hornsundzie zakwita już plankton jest koniec kwietnia i połysk na ptakach <ożyjmy w bieli> skrzeczą ni zowąd fulmary od odblasku destynacji zamglone białko trawi im ślepia urwisty upiór z mglistej czapy uwalnia tlen lód morski dryfuje morze zaś produktywne budzę się -nagle- z trzewi na hałdzie macek żarłocznych laminarii…