Potrzeba tożsamości

graphics CC0

Tomasz Kucina

Potrzeba tożsamości-

[mikro-poemat]

po co się spieszyć. uchyl im okno! dość. smutku. żalu… 

by szczęścia lipiec – poczuli w maju?…

zmysły na wieszak. sztambuch pod jasiek

ich zaczyn nosa. jej „scent” apaszek

monad niezmienność mechanizm życia

kombinat czuwa. żyje. oddycha!

wspólne trybiki się zazębiają

noce i dnie kładą i wstają

raz z oniryzmem. a raz z pobudką

czyn. nie za długo. i nie za krótko…

podświadomością łapiesz czar lata

w mig z wyobrażeń mental powraca

współczesny maj używaj lupy

człowiek pamięta durne mamuty

nie ma zamętu dionizyjskiego.

mimo chaosu wszystko na czas!:

pszczoła na kwiatku. modrzew do gwiazd

w tym samym lokum skalniak plus kamyk

wczoraj wróciły afro-bociany

życie pod guzik. życie pod kant

więc pamiętamy! smoking i lans

lecz ich wolumen zbrzydził się. Boże! 

ktoś chce do sejfu – inny na rożen?!

z krwawą historią żyć nam tu przyszło

ciągle wierzymy w świetlaną przyszłość

ile wysiłku? było jak trzeba

nikt nie upragnął świeżego chleba?

trumny przybrane w białe muśliny

tu z przyszłą wiosną w pąkach wrócimy!

niezmienny trwały porządek dziejów

takie są fakty. naród i serum!

może do twarzy nam z retinolem

naród pamięta. naród nie Golem!

jednak nieliczni utopiści

wzmocnieni często wspakulturą

z dualistycznym ego zwierzęcia

myślą że świata zmienią zaklęcia

zaborczym hunom bulgocze w głowie

czerep to bańka wody sodowej

choćby uczynny wieków nadczłowiek

próbował zetrzeć jeden ruch powiek

chociaż świat kruchy wciąż tak nieważki

nie zmieni nic! kosmos sekwencją cywilizacji!

nieprzetwarzalną z woli sensacji!

butny nadczłowiek otwiera czaszki

lecz w perspektywie dłuższego czasu

nawet skrzydełka wiekowej ważki

kursu nie zmieni – stukot obcasa

choćby ten ktoś użył talentów

choćby i nawet stu argumentów

wierzył w epigram od Hölderlina

pragnął wyłowić antyk z odmętu

przekroczył śmiało Rubikon rzekę

mnogość metafor w letarg pod klimat

próbował użyć

swojej skalistej drogi do piekieł

jego wędrówka – Die Wanderung

jest bezcelową drogą przez skrót!

jedyna taka dysfunkcja życia

z punktu widzenia i historyka

jakiś nieznośny „inkompatybil”

całkiem odległy determinizmom

całkiem świadomie się pomyli

zaślepion wizją zawłaszczeń istot

zmanipulował „zegarów bliskość”!

znamy historię. pseudo-świętości

sens  zawłaszczany w nadgorliwości

sprzączki na pasach – tu: „Gott mit uns”

uznać się Bogiem? jak można móc?

stronić od sensu w grafiku świata

twierdzić że wolno – skoro ma zapał?

od wolnej woli świat chcieć uwolnić?

drzewa i skały zacząć przesuwać?!

domy. kościoły. broń. uniformy?!

Archanioł Michał nad światem czuwa!

na oręż Ducha nie ma sposobu

Bóg w chmury dmucha tlenem narodów

świat się nie zmienia sunie swym torem

kto nie rozumie jest amatorem

akademicki wiatr ex cathedra

podwiewa kiecki włazi pod żebra

student is student. płeć wciąż binarna

synek kumpeli wciąż chce gokarta

bokser do ringu. kucharz pod sagan

pilot w kokpicie. kielnia murarza.

profesor w auli. lekarz przy chorym

„kuminiorz” w komin. saneczkarz w tory

informatyczka chlubą software’u

spiker do budki. fryzjer do żelu

żołnierz w okopie palec na spuście

zaś kulturysta w muskuł harówce

dziecko do szkoły. dog słucha pana

róża w ogródku. owoc w chruśniaku

z pola lawendy szał aromatów

ziemniak w redlinie utuczy świnię

obrus w pepitkę. włosy w kokardkę

gumka przy kitce. piłka na klatkę

starsza matrona wiecznie zalana

w uciech ogrodzie rwie złote jabłka

kura na grzędzie. smaczna karpatka

redyk dla owiec. a pies pasterski

pod wdziękiem suki co ma trzy pieski.

taki to ład. i nie ma ceny

jedni za hajs drudzy dla weny!

mocno niepewny cierpi zachód

od technokratów od armaniaku

wciąż „tako rzecze Zaratustra”

bo zagubiona harpia ludzka

śmie profetyczne płacić „cło”

chociaż chce Dobro zwalczać zło?!

metafizyka wbrew ontologii

skuchą uzysku sobie szkodzą…

na szczęście życie to też instynkt

człowiek namiętnym pokerzystą

za duża stawka – bunt purystów!

już zwija ogon gad kontynentu

fala na fali. góra przy górze

mimo że ziemia z bólu i jęku

nikt nie zabroni skroplić się chmurze

rybak na morzu góral na hali

jesteśmy wspólni – zgodni w naturze:

czarni. metysi. żółci. i biali

łańcuch serc czystych statui liga

wdepnie na ogon. ból zauropsyda!

grozić paluchem cel Europy!

znaczy: żyć! istnieć! cenić

narody!


Reklama

Odwet ojly

Tomasz Kucina

Odwet ojly

klątwa ojly

„podminowana” społeczność majaczy z sowy! złowróżbna elegia
żałobny plankt pani puszczyk w zasięgu wrażeniowej reakcji.
jej szlary skupione wokół fal dźwiękowych „ogniskują” lęk!

jak trudno poczuć sową…

w niesymetrycznej anatomii otworów słuchowych
kontrolować alerty rakietowe. oddychać za siebie i pisklę
aksamitnym puszkiem z pluszaka – czuwać bezszelestnie

stereoskopia szacuje odległości…

między wrogiem a sumieniem. między bólem a wolą przetrwania
teleskopowe gałki z gigantyczną ogniskową skanują czyny.
wiarę przeżera złość i karma odwetu gdy puszczyk poczuje krew!

pan sowa poluje nocą…

na ogniskowej zoomuje teleobiektywem. zbliżenie jest dokładne
a obiekt zapamiętany. noktowizyjna nadwzroczność tunelowa
pióra czuciowe. nagi skok i szpony! wolność – kryterium drapieżcy!

przypis:

język polski jest galaktyką kontrowersji i labilnych znaczeń, w zasadzie ciągle ewoluuje. Nie wiem jednak czy tytułowa „ojla” – czyli słownikowa sowa (tudzież – alternatywnie: zdesperowana kobieta), w dopełniaczu odmienia się na: (kogo czego?) >”ojl(i)”, czy „ojl(y)”?

Nie znalazłem odpowiedzi w sieci.

Przykładowo: wilg(a) > wilg(i), sójk(a) > sójk(i), … ale już: wron(a) > wron(y), gapa > gap(y), kura >kur(y), wreszcie: SOW(A) > SOW(Y)?

Postanowiłem więc przyjąć na wyczucie kryterium wymiany mianownikowo-dopełniaczowej: (a) > (y),

więc w tytule i treści jest: „ojl(y), bo przecież „ojla” to sowa, użyłem więc „pokrewieństwa” i skrótu interpretacyjnego do: nazwy własnej. W pewnym sensie wyraźny zwrot do onomastyki – nawet, w zakres wchodzi: zoonimia. Nie znam się fachowo na podstawach słowotwórczych w języku polskim, i nie jestem polonistą, trudno też określić mi tu zasadę w etymologii czyli > w pochodzeniu tego rzeczownika. Dlatego, za ewentualny błąd w odmianie dopełniaczowej, przepraszam.

Cierpliwy Czytelniku znowu „namieszałem” w naszych relacjach, proszę wybacz! 🙂

 

Doczytałem gdzieś, że nadświadomość to część umysłu poza rozumem uświadomionym, czyli że: funkcjonalna w perspektywie poza naszą naturą intelektu, odpowiadająca m.in. za projekcję wyższych idei, zahaczająca znaczeniowo o kreatywność, uwierzytelnioną w dostępie – do potencjału nieskończoności.

Ponoć, nadświadomość posiada łączność ze źródłem- czyli nieskończonym potencjałem twórczym wszechświata, i nie pochodzi z naszych dedukcyjnych procesów myślowych i analiz, pojawia się nagle i zaskakuje genialnością. Czy ja wiem? Nie mam ku temu przekonania…

Szczerze?, zawsze byłem sceptykiem, co do większości definicji z pogranicza introwertycznej antycypacji i zwłaszcza psychologii. Przykładowo: „mesjanizm romantyczny” ciągle kojarzy się mi z projektem zamysłu artystycznego – próbującym poruszyć sumieniami i windującym nadzieje niepodległościowe w narodach indoktrynowanych, inwigilowanych a finalnie – zaanektowanych. Nadświadomość jest tu rozumiana jako artystyczny środek docelowy w dziele niepodległości. Tak właśnie subiektywnie przybliżałem sobie poezję i prozę czasów naszych protoplastów i wieszczów narodowych. Notabene, przeinterpretowaną w kolejnej epoce na „pracę u podstaw”, zatem jako świadomy utylitarny plan pod zasięg społeczny – zamiar, cel, w rezerwuarach wielu epokowych artystów.

Jednak sama nadświadomość, jeżeli w ogóle istnieje?, nie musi mieć przecież zbioru wspólnego z: historią, antycypacją, przeszłością, wiarą, czy walką społeczeństw o niepodległość, z przyszłością narodów, a nawet – ideami?

Może więc być prozaiczna, i realna.

Choćby wierszokleci tacy jak ja, próbujący nieśmiało utrzymać minimalistyczne uznanie kanonu w twórczości, nie żyją wielkimi perspektywami i pryncypiami – na co dzień. Poza tym teksty nacechowane dosłownie nutką konserwatyzmu współcześnie odczytywane są jako kicz, i posądzane o staromodną przywarę grafomanii. Zdajemy sobie sprawę z tego faktu, jednak bliskość ku formom klasycznym u wielu „liryków” jest wciąż asertywna – bo po prostu – bliższa imperatywom czysto estetycznym.

Wobec powyższych faktów > tym bardziej jakakolwiek zdefiniowana nadświadomość powiązana z ideami w obecnych czasach bywa anihilowana zaraz w zarodku, wyparta z planistyk twórczych artystów próbujących „uprawy” „natywnego słowa”, i w konsekwencji: rzadko wchodzi w ich modus operandi.

Więc piszesz często, o kolokwialnej du…ie maryny, i żyjesz w pieprzu uformowanych społecznie wulgaryzmów…

Lecz czasem…
Budzisz się rano z nieokiełznaną i mało zrozumiałą potrzebą twórczą wyższego rzędu, … załączasz kompa czy smartka… i piszesz wiersz? Jakiś zmysł, prosty plan, czynnik nagłej potrzeby… To wszystko.

No co jest do chol…ry?

Znowu to w tobie, znowu wyszło – arete > klasyka, nieposłuszna fantazja nieuzasadnionego elitaryzmu…?

Może nadświadomość? Nie wierzę.

Jednak jeżeli istnieje jakakolwiek formuła nadświadomości, (w co głęboko wątpię, i bliższy tutaj jestem – regule przypadku)… to mogłaby być zilustrowana właśnie jako ten wiersz, do którego link – poniżej.

Szczerze mówiąc, czytając go dziś czuję gęsią skórkę na ciele. Opublikowany w sierpniu 2014 roku, a napisany jeszcze dużo wcześniej, korygowany, na blogu. Utwór miał sześć „revisions”, a ostatnia korekta tego tekstu miała miejsce: – > 30 grudnia 2021 r, godzina 00;49 – [informacja z panelu edycyjnego bloga]. W bonusie – grafika.

Link do wiersza „Rankor”: