Początek

graphics CC0


Tomasz Kucina

Początek–

to było latem. pamiętam dywanowe klomby
jej letnią sukienkę na ramiączka. mój pies mówił do mnie
w liściach rabarbaru. gdy nagle pękła nad młodymi głowami
kulista napowietrzona korpuskuła -niczym mydlana bańka

ogrody pokrzyw. z piekącego tembru lewitujących parzydełek
ożyły dreszczy enkefaliny. bramy karminowych ust
wygłaszały orędzia. w surmy zadęły profity mrugnięć
wytrzeszcze. bielma flesz. wypieki aktów z lepkiego retuszu

gdy słońce znad fontanny świeciło w kadłubek jej
kości słoniowej pies mówił do mnie w języku esperanto
i rozumiałem każde jego słowo w ogrodzie rododendronów
wtedy. w iluminacji akweduktu zakwitła krtań mojego talentu

duszne malinowe powietrze smużyło odtąd już tylko wierszem
mokre roznegliżowane słowo jak z Mariańskich Łaźni użyło
świetlistej mulety by podrażnić nozdrza ambitnego byczka poezji.
i wszystko stało się żyzne jak Syrinks z tamtego zakurzonego ogrodu

Czarnoniebieskie merloty

12-pl-580a49fd9470156dfd7e98e3f3263428[2]

graphics; CC0

Tomasz Kucina

Czarnoniebieskie merloty-

egri bikavér
egerska bycza krew
pompuje w czary marzenia. ona patrzy na mnie
kolorem
caput mortuum
z tamtego obrazu
jak długoszyjny czerwonak
splątane
dwa strunowce
zamuleni w lagunie aksamitnego odurzenia
pod sukiennicą gardeł
pogłosem tłumione słowa
na
szkarłupniach kieliszków
czarnoniebieskie merloty
i znów
nas wyprzedzi
zapalenie w żyłach
z wyczuwanym posmakiem garbnika
w obwodach
z języków wyszukanego smaku
w obszarach
z przypływów i odpływów
lekko wytłumionej poezji
urok
spod ścięgien kolagenu
chociaż na chwilę zapomnę
o picard kwiatach i torebkach
o książkach Agathy Christie
które
co dzień pachniały chemicznym drukiem
gdy
w szeptów zaciszu po kolacji
rozsuwałem jej zimny ekspres
gdy
trąciła goleniami orientu
przemycona prosto
ze szczupłych kadzidełek białej szałwii